Wyzwanie książkowe 2014 - Tydzień #15 i #16
W działach: Wyzwanie książkowe, Wyzwanie książkowe 2014, Książki | Odsłony: 172Podwójna notka, podwójną notką, ale ostatni tydzień to była jakaś makabra czytelnicza. Co prawda skończyłem jedną rzecz dla WL-u, ale poza tym utknąłem w olbrzymiej i wymagającej skupienia książce Brandstaettera i Campbellu, którego na razie czyta mi się bardzo źle. A jako dobry katolik w Święta zabijałem Diablo.
The Devil You Know – Mike Carey, Grand Central Publishing 2007 (Kindle)
Na początku mały disclaimer – czaiłem się na tę książkę dość długo, w Polsce pierwszego tomu nie idzie dostać, a jak już jest to za jakieś horrendalne pieniądze, nawet w paru antykwariatach nie mieli. Za to pozostałe części są bardziej dostępne. Także sam Amazon bardzo długo nie miał e-booka, więc jak już się pojawił za 7 dolarów, to nie wahałem się zbyt długo.
Miałem nadzieję na coś pokrewnego Constantine'owi (lub jeżeli mówimy o komiksie: Hellblazerowi), a dostałem chandlero-podobnego głównego bohatera, który, oczywiście, pakuje się przypadkiem w ciężką kabałę, z której cudem uchodzi z życiem. Pierwsza połowa książki to czytelnicza męczarnia towarzysząca sztampie uprawianej przez autora (postacie, struktura opowieści). Carey niczym mnie nie przekonuje zbytnio w tych fragmentach, a tempo narracji jest ślamazarne. Potem jest trochę lepiej, całość zyskuje na nieprzewidywalności, intryga zaczyna przyspieszać. Szkoda tylko, że Castor (główny bohater) wydaje się cały czas poza akcją: to rzeczy wokół niego się dzieją, a on nie ma na nic za bardzo wpływu. No i nabiera się na najprostsze sztuczki świata, i popełnia kardynalne, podstawowe błędy. Litości.
Pomimo to, ogólnie wrażenie jest… pozytywne. Takie ot czytadło dla paru fajnych cytatów i kilku ciekawych scen. Poza tym mam niewytłumaczalną (i czasami chyba wstydliwą) ciągotkę do urban fantasy i szukam ciągle czegoś nowego w tym gatunku. Więc może w chwili słabości sięgnę po kolejny tom.
Sto dni bez słońca – Wit Szostak, Powergraph 2014
Kolejna naprawdę fajna rzecz wydana w Kontrapunktach przez Powergraph. Tym razem Szostak, jak zwykle niesamowity językowo, na figlarno-zabawnie; dużo śmiechu, ale i refleksji nad tym jak postrzegamy świat wokół nas. To przede wszystkim satyra wymierzona w światek humanistyki, na pewne pojawiające się tam typy osobowości. Drugą kwestią jest to jak bardzo człowiek jest w stanie budować wokół siebie iluzje i nie chcieć dostrzec prawdziwego obrazu sytuacji; jak łatwo przeinaczać fakty i znajdować wygodne dla siebie wyjaśnienia. No i mega irytujący (ale to zamierzone) narrator. Jak zwykle u Szostaka, to rzecz niesamowicie dobra językowo.
Na Pyrkonie Wit mówił, że silnie inspirował się Don Kichotem Cervantesa, więc zanim napiszę pełnoprawną recenzję, to ogarnę powieść Hiszpana.
Uwikłanie – Zygmunt Miłoszewski, WAB 2007 (Kindle)
Korzystając z jakiejś promocji sięgnąłem po jednego z najpopularniejszych(?) polskich pisarzy współczesnych. Dostałem przyzwoicie napisany kryminał-obyczajówkę o Warszawie (a może warszafffce?), biednych urzędnikach państwowych i straszliwie denerwującym prokuratorze Szackim.
Ten ostatni przeżywa kryzys wieku średniego, narzeka na swoją pracę i, nagle, po x latach, otwierają się mu klapki na intrygi dziejące się za kulisami naszego kraju. A zachowuje się jak cnotliwa dziewica, która o seksie nie słyszała. Biedny i zahukany, nudzi się, to znajduje sobie kochankę, ale jednocześnie dba o zachowanie pozorów bycia honorowym. Może Miłoszewski chciał przedstawić problemy jego równolatków czy jakieś dylematy, wady pokoleniowe – ale znacznie lepiej wyszło to Orbitowskiemu w Szczęśliwej ziemi.
Sama intryga jest taka sobie – choć znacznie ciekawiej się zapowiada, niż się kończy. Trochę rozczarowanko, bo myślałem, że to coś więcej niż w miarę proste czytadło. A Staszek Krawczyk chyba narzekał na Bezcennego tego autora, więc chyba sobie podziękuję za dalsze poznawanie jego twórczości.
Cytat tygodnia:
I muszę oczywiście zaznaczyć – choć dla uważnego czytelnika takie zastrzeżenie jest naturalnie zbyteczne – że nie piszę tego jako autor, potrafię bowiem oddzielić własne emocje od obiektywnego osądu. Obiektywizm jest mi chlebem powszednim, przemierzyłem oceany obiektywizmu od brzegu do brzegu. I potrafię spojrzeć na własny tekst nieuprzedzonym okiem krytyka i literaturoznawcy. Stoi za mną metoda i warsztat, precyzyjne narzędzia, przy stosowaniu których nie może być mowy o pomyłce we wnioskowaniu.
Sto dni bez słońca, Wit Szostak
Link do Google Docs, gdzie można znaleźć bardziej statystyczne zestawienie moich lektur oraz informacje o tym, co obecnie czytam.